Samorząd Jeleniej Góry Show

Jest wtorek, 5 lutego 2008 roku. W sali konferencyjnej Ratusza trwają obrady sesji budżetowej Rady Miejskiej Jeleniej Góry. Na mównicy jest skarbnik Janina Nadolska i referuje akurat projekt budżetu oraz opinię Regionalnej Izby Obrachunkowej, gdy do auli wpada z hukiem jakiś umorusany żebrak w podartym płaszczu popelinowym. Twarz ma poobijaną, a spod kapelusza à la Rokita wystają mu naturalne dredy.

-         Czy to schronisko św. Brata Alberta? – krzyczy niskim, ochrypłym głosem od progu. W powietrzu zaczyna się unosić specyficzny zapach markowego płynu do chłodnicy.

-         Nie – odpowiada mu dziennikarz siedzący z przodu – to sesja budżetowa – mówi zatykając nos.

-         Aaa!!! To tutaj pieniędzmi dzielą? – zagaja zaciekawiony menel. Przesunął się do przodu krokiem przypominającym taniec Zorby.

-         Tak proszę pana, schronisko dla bezdomnych jest na ul. Grunwaldzkiej – odpowiada grzecznie zgrabna dziewczyna pisząca z boku coś w zeszycie. Biust jej się wylewa spod gorsetu, na rozpiętej bluzce wisi plakietka „Dana”.

-         A pan to chyba grał w tym filmie Strażnik Teksasu – nawija łapserdak do radnego Piotra Miedzińskiego, któremu ledwo głowa zza stołu wystawała – tylko nie pamiętam w jakiej roli – dodaje.

Zatoczył się dalej.

-         A pana też już gdzieś widziałem – zwraca się do radnego Wiesława Tomery – w tym mauzoleum na Placu Czerwonym. Człowiek wiecznie rozwojowo żywy – wyraźnie rozbawiony kontynuował osobnik w nieodgadnionym wieku.

Publiczność parsknęła śmiechem. Na sali zrobiło się poruszenie, kamerzyści lokalnej telewizji DAMI pospiesznie uruchomili sprzęt. Fotoreporterzy, zaczęli pstrykać zdjęcia aparatami cyfrowymi.

-         To pomyłka, proszę opuścić salę! – tłumaczy nieporęcznie przewodniczący Hubert Papaj. Poczuł, że dłonie lekko mu drżą i spróbował się opanować. Czuł, że za chwilę wydarzy się coś złego i przeszył go zimny dreszcz.

-         Panią to bym przeleciał... znaczy się, przeleciałbym się z panią samolotem, do banku na Wyspy Dziewicze – rumieniec przebił się na spalonej twarzy włóczęgi patrzącego w kierunku radnej Zofii Czernow. Dama odruchowo tylko nową fryzurę (albo mocowanie peruki) poprawiła.

-         Sypnij grosza dla żebraka – mówi do prezydenta Marka Obrębalskiego – wyglądasz na poczciwego człowieka – rzecze wyciągając z reklamówki Lidla pogiętą puszkę z obciętym wieczkiem po piwie Full jak w filmie z Kiepskim. Puszka nie zadzwoniła – ani chybił, grałeś pan główną rolę w musicalu Skrzypek na dachu, tylko pejsy i jarmułkę dorobić – splunął brudny gość na ziemię.

-         „Autobusy zapłakane deszczem...” – zanucił biedny mańkut w kierunku radnego Cezarego Wiklika przybierając pozę Jimiego Hendrixa. W odpowiedzi usłyszał tylko zgrzyt niesportowo odsuwanego krzesła.

-         A pani to mi tego zwierzaczka z kosmosu, E.T. przypomina – zwraca się następnie do wiceprzewodniczącej rady Anny Ragiel łobuz jeden i potrząsnął puszką nadaremno.

-         Schronisko jest na Spółdzielczej, tfu... wrrróć! Dla ludzi jest na Grunwaldzkiej, mówiła już panu sekretarka.

Tylko Jerzy Łużniak, zastępca prezydenta miasta Jeleniej Góry zachował zimną krew i obserwował to całe widowisko z odwiecznym, znamiennym uśmiechem Jasia Fasoli.

-         A pan to chyba ten filantrop – podchodzi do radnego z brodą Zbigniewa Ładzińskiego – co jedną ręką daje, a drugą wyciąga – bełkocze.

-         Pan zaś to mi na nieświatową płotkę w tym towarzystwie wyglądasz, to szkoda mojego zachodu – machnął ręką kloszard do młodzieńca z kozią bródką, siedzącego w kręgu radnych PiS. Ten odpłacił mu brakiem wychowania, teatralnie się odwracając.

-         Pan za to z charakteru, przy odpowiedniej charakteryzacji na św. Mikołaja pasuje – rzekł beznamiętnie do kolegi w okularach obok. Bez echa.

-         O Doda, Doda! – podbiega do radnej Ewy Duziak – to prawdziwe? – wyciąga ręce ku jej piersiom – mogę dotknąć? – pochyla się nad oburzoną radną. Wypieki wystąpiły na jej policzkach i dopiero radny Janusz Lindner przyszedł z pomocą, odpychając lumpa na środek sali.

-         A pani to mi na rzecznika prasowego premiera Pawlaka wygląda! – krzyczy w kierunku blondynki siedzącej w gronie radnych Wspólnego Miasta – mogąca z powodzeniem startować w konkursie miss ZGM Jeżowa Sudeckiego... – też nie zadzwoniła puszka.

-         A ty mi człowieku wyglądasz na ofiarę Zbigniewa Ziobry – mówi bezdomny do radnego Krzysztofa Czerkasowa – od ciebie nie będę brał, bo mnie jeszcze zamkną – i chowa puszkę za siebie.

-         A ty mi Kojaka przypominasz, ale on już chyba nie żyje – powiedział do Zbigniewa Szereniuka, zastępcy prezydenta z powątpiewaniem.

-         A pan to mi tego, tego... Miecia Fogga przypomina. Pan nie jest z Warszawy? – pyta nieproszony gość wiceprzewodniczącego rady Józefa Sarzyńskiego. Sztuczna szczęka narobiła hałasu wypadając seniorowi z ust na stół.

Wtem otwiera torebkę radna Grażyna Malczuk. Dziad podbiega podniecony, buzia mu się otworzyła szeroko, aż zajady mu pękły. Radna wyciągnęła chusteczkę i przetarła okulary. Zamknęła torebkę.

-         Pani to jaka profesor chyba, ale honoris kasa zero.

-          Pan to mi na pewno na prawego społecznika wyglądasz i grosza nie pożałujesz – zwrócił się do radnego Jerzego Pleskota, któremu tylko głupawy uśmiech pojawił się na twarzy i oczy mało z orbit nie wyskoczyły.

-          Pan jesteś bogaty jak ten Piotr Misztal – podbiegł z kolei do radnego Ireneusza Łojka – tylko nie uciekaj pan za granicę, wyglądasz mi pan na nie byle dyrektora – zażartował w przypływie dobrego humoru pener. Radny faktycznie w dobrze skrojonym garniturze strząsnął tylko kurz z rękawów. – cóż za sknery i próżniaki te Van Pury – skonstatował biedak.

-          Może wy żołnierzu poratujecie biednego weterana?! – zasalutował do radnego Zbigniewa Sawickiego. Bezskutecznie.

Rewizytor wzrokowy odchrząknął.

-          Sam mam kłopoty – pochylił głowę radny bezradny.

-          Może pan da co łaska na tacę, wyglądasz pan na praktykującego katolika – zwraca się człowiek w łachmanach do Józefa Kusiaka. Ten, aż się przeżegnał ze strachu i chwycił za komórkę. Po chwili Straż Miejska się zjawiła i wyprowadziła żebraka z sali obrad.

I nagle się obudziłem zlany zimnym potem, trafiając po omacku włącznik światła. Ach, jestem w swoim apartamencie na Działkowicza dzięki Bogu, odetchnąłem z ulgą. Za dużo programów Szymona Majewskiego się chyba naoglądałem, pomyślałem.

Za parę dni, z prasy dowiedziałem się, że budżet miasta Jeleniej Góry na 2008 rok faktycznie przeszedł, niemal jednogłośnie. No to dobrze. Schronisko Brata Alberta przynajmniej nie zbankrutuje.

Grzegorz Niedźwiecki herbu Ogończyk