„Bydło i pasterze”

Z pamiętnika starego garusa

 

Internowanie. Dnia 12 kwietnia br. wieczorem, naszło mnie trzech goryli w rodzinnym geszefcie i oznajmiło, że jestem aresztowany, wyciągając legitymacje policyjne.

Noc spędziłem na dołku, zaś rankiem wywieziono mnie do Zakładu Karnego na Kleczkowską we Wrocławiu. Musiałem się komuś narazić, że mnie wywożą do ZK o zaostrzonym rygorze – oznajmił jeden policjant, bo taki ze mnie przestępca jak niego – dodał. Tam rzeczywiście kazano mi podpisać oświadczenie o grożącym niebezpieczeństwie za strony współwięźniów. Osadzono mnie w ccli 33A razem z oskarżonymi o kradzież samochodów, handel narkotykami i usiłowanie zabójstwa. Był też jeden alkoholik zwany Ścieżka Zdrowia i Karel P. – Moraw z Czech podejrzany o przemyt broni. Grypsujący i nie grypsujący razem. Później wpakowano jeszcze jednego więźnia, który zmieścił się już tylko na „sianku”.

Do mnie szybko przylgnęła ksywa „Polityk”, Redaktor”. Z „lipa” (okna w celi) widok miałem na Szpital Psychiatryczny przy ul. Kraszewskiego. Zegar na wieży cały czas wskazywał godzinę 12.55 – jakby oznajmiając, że tutaj czas stoi w miejscu, Odtąd stale towarzyszył mi szczęk krat, łomot zasuw i brzęk kluczy. Jedyna rozrywka to zgrzyt „betoniary” (więziennego radiowęzła). Zero kontaktu ze światem zewnętrznym. Nawet żona z początku nie wiedziała gdzie mnie wywieźli i za co siedzę. Rodzina mogła uzyskać widzenie dopiero po otrzymaniu zgody od organu, który wydał nakaz aresztowania. List do domu idzie poprzez cenzurę do 3 tygodni.

Nikt z kryminalistów nie miał złudzeń, że jestem „polityczny” – śmiali się, że za takie rzeczy jeszcze wsadzają. Wychowawca (piękna kobieta), również była zbulwersowana tym faktem, ale nic nie magla zrobić.

Po tygodniu przeniesiono mnie na „taras” III do celi 47A. Tam również mury, parkiet, prycze i bardacha pamiętają jeszcze Hitlera. Do tego grzyb i dziurawe nasienniki. Siedem osób miało do dyspozycji 16,8 m² (ustawowo powinno być 3 m² na osobę), w tym jeden oskarżony o morderstwo „królował” już od dwóch lat. Znów ja jedyny nie palący. O tyle tylko lepiej, że było „,szkiełko” (telewizor). Dominowało uczucie.., podziwu, podziwu i jeszcze raz podziwu... W celi, na spacerniaku i w łaźni obowiązywały specjalne reguły. W czasie jedzenia i picia nie wolno było iść na kącik (do kibla - ,,giera”). Środki higieny, że pożal się Boże. Stary „bolek” (zlew) z zimną wodą. Nie rzadko więźniowie, borykają się tam od wielu miesięcy z różnymi chorobami skórnymi. Żarcie – aby przeżyć. Zielona kiełbasa po protestach wracała do celi (podawana przez „kajfusów” jak psu do budy) w postaci bigosu lub zmieszana z kaszą. Inny zakład publiczny dawno by już sanepid zamknął, ale tam inspektorzy jak widać nie mają wstępu. Chyba, że w kajdankach. Żenada. Zakład Karny przeznaczony na 1500 więźniów mieści ok. 2500-2800 „przestępców”. Mimo tych wszystkich „rarytasów” utrzymanie jednego więźnia kosztuje ca. 1800 zł w takiej aglomeracji. Państwo polskie bogate skoro w kraju o 20% bezrobociu trzyma się takich przestępców jak ja. A w telewizji podają, że szpitale zadłużone zamykają. Kara rodzinna i społeczna. Córka musiała zdmuchnąć 4 świeczki bez ojca,  żona brzemienna tyrać sama na dwójkę dzieci, a gmina szukać nowych rachmistrzów spisowych. Zwykła złośliwość i pokaz siły. Ominął mnie l-3 maja i święcenie krzyża…

Wracając do meritum, w zależności od stopnia poczucia winy, była to sytuacja stresująca. Każdy z osadzonych miał inną osobowość. Aresztanci toczyli bezustanne walki o papierosy i jedzenie. Na niepokornych czekały tzw. „.pasy” lub „dźwięki”. Mimo to, odniosłem wrażenie, że 80 procent ludzi nie trafiłoby do więzienia gdyby dano im warunki do normalnej egzystencji. Dziwna to demokracja, w której produkuje się przestępców. Klawisze szwendają się często pijani, wynurzając swoją rozpacz w obliczu zgredziów. Umieją jednak bezkarnie wywalczyć jakiś prezencik lub zajumać paczkę papierosów z „rakiety”.

Lubię sytuacje ekstremalne, ale z czasem zaczęło być nudno. Na okrągło szachy, karty, „Big Brather”,”Bar”. To jest reality show. Grzech próżności. Z pewnym Niemcem mogłem ewentualnie szlifować swój niemiecki. W jednych ciuchach, jak się okazało, przetrwałem całe cztery tygodnie. Skarpety już mi się podarły od tego prania w „biedronie” i wieszania na „,chabetach” (sznurki plecione z ręczników i kocy-,,derek”).

W obliczu kidnapingu (przymusowej rozłąki z dziećmi) i świadomości, że żona w 4 miesiącu ciąży sama będzie musiała pracować po 12 godz. w rodzinnym geszefcie napisałem już 15.04.2002 r. zażalenie na ten haniebny akt terroru. Tym bardziej, że pozbawiono mnie możliwości wywiązania się z obowiązków rachmistrza spisowego. Urwano mi również parę wykładów na studiach, a raczej dziekan nie zaliczy mi tego okresu jako praktyki socjologicznej. Jak się okazało byt to środek zapobiegawczy przed obroną i szeroko rozumianą wolnością. Zażalenie rozpatrzono pozytywnie... po blisko miesiącu (ustawowo 3 dni) czasu.

Biografia zakładnika. W marcu 2000 r. przeprowadziłem referendum w sprawie odwołania Rady Miejskiej w Jeleniej Górze, po czym za merytoryczną krytykę korupcjogennych zachowań prowadzących do wzrostu bezrobocia, bezdomności i ubóstwa wytoczono mi proces o znieważenie osób publicznych. Proces ten skomentowałem w kolejnym biuletynie i obecnie sędzia i prokurator zamiast wytłumaczyć się ze swoich niedoróbek skarżą mnie ponownie o naruszenie dóbr. Odmówiłem dobrowolnego udziału w procesie politycznym,  więc postanowiono w ramach środka zapobiegawczego mnie aresztować. A przecież zarówno moja nieobecność na rozprawie jak i bierna postawa na sali sądowej daje takie same możliwości rozpoznania sprawy. „Dysydentów” Kuroniów, Michników i Rulewskich zrehabilitowano za walkę o obalenie ustroju. Jak widać obalili. Z komunizmu na bolszewizm. Nie trzeba nawet używać inwektyw personalnych. Uważam, iż każdy sędzia i prokurator powinien aplikację kończyć trzymiesięcznym egzaminem w więzieniu. Najlepiej na oddziale „N”. Mało tego, aby im niezawisłość nie wyszła z pamięci, powinni taki kurs powtarzać średnio, co trzy lata.

Aktorzy spektaklu politycznego. „Kusiak Baba i 40 rozbójników” oraz (głównie młodzi) sędziowie i prokuratorzy z Jeleniej Góry, Lubania, Legnicy, m.in.: R. Magazowski, A. Kałużna, H.. Frydryk i W. Wojtyło. Reżim nie złamie ludzi, lecz podanie im ręki.

Post scriptum:

Tak bardzo im się spieszyło z rozprawą, że 20.03.2002 r. postanowiono mnie zamknąć, a tym czasem na „wagę” (rozprawę sądową) wyznaczono termin prawdopodobnie dopiero na 24 maja br. Doliczając koszty transportu, dentysty i fryzjera - podatnicy zapłacili za moje „wczasy” ok. 2000 zł. Wzorcowa Unia Europejska już nam zarzuca, że przekroczyliśmy limit osadzonych o 20 tysięcy. A ponoć 40 tys. osób skazanych prawomocnymi wyrokami czeka jeszcze na wolne miejsca. Całe ‚Klęczki” głosują na Leppera.

Grzegorz Niedźwiecki