Jestem
zasmucony. Urodziłem się w Jeleniej Górze i od lat z nadzieją wypatruję awansu
demograficzno-gospodarczrego mojego miasta na mapie Polski, a tymczasem cały czas
widzę upadek stolicy Karkonoszy i stałe cofanie się w sensie społecznym tego
pięknego zakątka na Dolnym Śląsku. Oczywiście inaczej wygląda to z punktu
widzenia lokalnych polityków i nielicznych „najedzonych” przedsiębiorców, ale
liczby nie kłamią. Boomu gospodarczego tu nie ma, więc ludzie wyjeżdżają. Obraz
jest tragiczny i żaden retusz kronikarski czy pijarowska propaganda nie zmienią
faktów, że mamy do czynienia z kiczowatym falsyfikatem „metropolii”. Marne
pomniki, śmieszne tablice, dyplomy. Znaczki, dukaty, księgi pamięci – co to
jest? Iluzoryczne sukcesy, żałosne widowiska i próżne akademie. Dużo dymu i
hałasu o nic. Huczne imprezy i fajerwerki dla odwrócenia uwagi od
rzeczywistości, Zaraz ktoś mnie wyzwie od malkontentów, ale przecież nasze Słońce
Cervi robi tylko dobrą minę do złej gry. Wydawać sarmacko cudze pieniądze to
każdy potrafi, ale zbudować coś konkretnego to już problem. Jedzie taki
euroentuzjasta Obrębalski na jubileuszu 900-lecia Jeleniej Góry i na cudzych
zwycięstwach, a nie na prawdziwym dorobku. Fotografuje się tylko z koszykarzami
czy wicemistrzynią olimpijską w kolarstwie górskim Mają Włoszczowską (kolej na
nasze misski Polonia), ale to tylko błyszczące opakowania, otoczka, samorodne
rodzynki na tym torcie Jelenia Góra. To, co zawdzięczamy temu i poprzednim
włodarzom miasta to stały niż demograficzny i ogólne zubożenie społeczeństwa.
Rosnące patologie, bezdomność i brak mieszkań socjalnych. Żebrzący na ulicach i
trupy na skwerkach. To poniżająca praca w hipermarketach i obozy pracy w
niemieckich fabrykach za głodowe 1000 zł, gdzie stosuje się mobbing wobec
kobiet. „Arbeit macht frei” – czy jak kto woli „praca za friko”. Lub emigracja
za chlebem – to zgotowali nam ekonomiści z tytułami. Banki tylko otwierają
jeden po drugim w tym mieście. Lichwę propaguje Platforma Obywatelska, tfu...
skąd ta nazwa przewrotna? W pułapki kredytowe bidotę tylko wpuszczają. No tak,
po co są banki? By uzależniać ludzi od pożyczek na życie... albo? Żeby im ta
lichwa bokiem nie wyszła, bo jak się głodni zdenerwują to będą te banki okradać
– jak to na dzikim zachodzie... I będziemy mieli Western City w samym
Hirschbergu. Prawdziwe rodeo a nie jakieś Tour de Pologne dla gawiedzi. A tak
poważnie, to z tymi drogami, parkingami i ścieżkami rowerowymi to jest koszmar.
Zapaść inwestorska i skleroza powyborcza totalna. Co rusz to zmiana ekspose,
miejsca rewitalizacji, roszady w galeriach i basenach termalnych. A głupiemu
radość. Na psy spada to miasto, niegdyś wojewódzkie. Już taki Karpacz powoli
nas przegania w inwestycjach gospodarczych i rozwoju turystyki. W tym
pięciotysięcznym kurorcie już jest kilka basenów, sztuczne lodowisko
całoroczne, a wkrótce ruszy i stok narciarski czynny w lecie. Sobiesław Zasada
nie widział interesu inwestowania w Jeleniej Górze. Czyżby do Karpacza
przenosiła się stolica Karkonoszy? Hotel
Gołębiewski u stóp Śnieżki wkrótce przyjmował będzie pierwszych gości z
górnej półki i być może piłkarzy na Euro 2012, a Jelenia Góra organizuje tylko
koncerty szarpidrutów na stadionie przy ul. Lubańskiej, gdzie babcie 50-letnie
gwałcą. Igrzyska zamiast chleba oferuje nam lokalny Kaligula. Polityka
liberalna przewodzi (byleby swoi tylko wygrywali) i hippisowska wolna
amerykanka. Festyny, teatry uliczne, jarmarki staroci. Kuglarstwo i cyrk na
kółkach. Wiatraki z papieru i wata cukrowa wirtualna. Kabaret i rykowisko.
Uprawa „ziółek” jest alternatywą w tym mieście i grzybki halucynogenne. Debaty
populistyczne, udawane konsultacje społeczne i jazda na podwójnym gazie
ostatnio na topie. Tak właśnie Indian załatwili kiedyś europejscy
kolonizatorzy. Dali im ognistej wody, opium i puścili muzykę, a potem zamknęli
w rezerwacie. Rezerwat i tu powstaje a nie San Francisco. Rezerwat jeleni, ale
to też przyroda...
socjolog
http://grzegorz-niedzwiecki.blog.onet.pl/